„Family isn’t whose blood you carry, It’s who you love and who loves you back”
Do USA przyleciałam 12 grudnia 2016 roku. Zaledwie 12 dni do Wigilii, co jednak nie było takie łatwe jak myślałam zanim wyleciałam z kraju. Tęsknota za bliskimi i za polskim jedzeniem była tak duża, że praktycznie w ogóle nie czułam klimatu świąt. Jednak moja host rodzina zrobiła wszystko, żebym nie czuła się samotna w tym okresie i jestem im za to bardzo wdzięczna, bo już na początku mojej amerykańskiej przygody poczułam, że jestem częścią ich rodziny.
W ciągu moich pierwszych dwóch tygodni zdołałam zobaczyć cztery stany i pójść na mój pierwszy mecz koszykówki, jedząc przy tym masywny kawał pizzy, który równał się połowie dużej pizzy w Polsce!
W Stanach czas leci bardzo szybko. Czasem czuję się jakbym dopiero co wróciła do Polski, a czasem tak jakbym nigdy nie wyleciała. Gdy byłam w Stanach nauczyłam się żyć chwilą i czerpać przyjemność z małych rzeczy, bo kto wie, czy kiedykolwiek będę w stanie przeżyć coś podobnego raz jeszcze.
Tym, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło była otwartość ludzi i luz jaki mają. Oni nie przejmowali się tym co o nich ktoś pomyśli, tym, że spojrzy krzywo, oni po prostu żyli i robili swoje. Small talk, uśmiech i komplementy są u nich na porządku dziennym. Oni nie oczekują niczego w zamian tylko tacy po prostu są. Po prawie dwóch latach mieszkania wśród Amerykanów stałam się taka otwarta jak oni i przejęłam ten ich sposób bycia i mam nadzieję, że po dłuższym czasie mieszkania w Polsce się to nie zmieni, bo nie chcę stracić tego nad czym pracowałam tak długo.
Podczas mojego American Dream poznałam dużo osób, które okazały się być przyjaciółmi na całe życie. Tak naprawdę, gdybym nie zaryzykowała, nie zyskałabym najlepszej przyjaciółki na drugim końcu świata!
Do Stanów przyjeżdżamy całkowicie sami, ale gdy już tam jesteśmy zawsze możemy na kogoś liczyć. Zyskujemy nie tylko przyjaciół, ale też wiele wartości, których uczymy się od siebie nawzajem. Wiadomo, że każdy z nas jest inny, ale jednak wiele nas łączy, bo wszyscy przyjechaliśmy w jednym celu i każdy zaczynał swoją przygodę tak samo.
“Work hard, travel harder”
Program Au Pair to nie tylko możliwość życia w USA, podszlifowania języka angielskiego i praca z dziećmi, ale przede wszystkim zwiększone możliwości na zobaczenie różnych miejsc, o których zawsze marzyliśmy. Tak naprawdę pewnie nigdy bym nie była w stanie zobaczyć tego wszystkiego tak sama z siebie.
Może nie zwiedziłam wszystkich miejsc, które chciałam i na pewno zostało sporo pozycji na mojej liście “to see”, ale to co zobaczyłam to moje i nie oddam nikomu. 😉
To są wspomnienia na całe życie. Zawsze będę wracać myślami do mojej ulubionej Philly, do której miałam zaledwie 30 minut autem i te przejażdżki do każdej Ikei w okolicy… Spacer po Nowym Jorku o 2 w nocy przez Central Park, żeby stanąć w kolejce na mój pierwszy koncert Demi Lovato… Mecze koszykówki, m.in. w Ohio… Opalanie się w Miami Beach… Moje pierwsze prawdziwe Halloween… Niezapomniany pobyt w Disneylandzie w Orlando by móc się znowu poczuć jak dziecko… Nie zapominając o niezliczonych tripach moim ukochanym Jeepem Cherokee, a później truckiem po praktycznie całej Pensylwanii, New Jersey i trochę Delaware!
A oprócz tego:
Wyprawa na West Coast na dwa tygodnie przed powrotem do Polski i zwiedzenie 6 stanów w przeciągu zaledwie 7 dni… Spanie w aucie i korzystanie z publicznych toalet, żeby się przemyć, bo oszczędzaliśmy pieniądze na hotelach… Niezapomniane 21 urodziny w Las Vegas i noc w Caesars Palace… Przegrane 20 dolarów w kasynie i grad wielkości piłek golfowych w Garden of the Gods w Kolorado, który przysporzył nam jedynie bardzo dużo stresu związanego z samochodem, bo był cały zniszczony przez ów grad. Opłaca się dołożyć trochę więcej z portfela na ubezpieczenie i spać spokojnie, a my jednak czuć się bezpiecznie musiałyśmy, bo przez ten tydzień samochód pełnił funkcję naszego domu!
“Good times come and go, but the memories will last forever”
Te 615 niesamowitych dni minęło w mgnieniu oka i wiem, że zyskałam bardzo dużo. Przede wszystkim zyskałam drugą rodzinę i przyjaciółkę, która stała się dla mnie niesamowicie ważna, moja soul sister.
Nie cofnęłabym nic z tych lat. Zrobiłabym wiele, żeby tylko móc poczuć i przeżyć to wszystko raz jeszcze!
Autorka: Anna Pągowska – konsultantka Au Pair in America na terenie Kielc