Plastic fantastic, dres na kolacje i brak wigilii, czyli moje święta w USA!

Hej, tu Ala!
Mam 26 lat, w sierpniu wróciłam z programu au pair i… do tej pory mam wrażenie, że ktoś teleportował mnie do życia, którego nigdy nie planowałam, a które pokochałam całym sercem. Spędziłam rok w Colorado Springs, opiekując się dwójką cudownych (i czasem mocno zakręconych) szkrabów – 3 i 4,5 roku.
Moja host rodzina nie była religijna – host mama ateistka, host tata z mormońskim backgroundem, ale bez praktyk. To zabawne, bo ja też jestem ateistką, a jednak… święta zawsze były dla mnie mega ważne. Taki czas kiedy cały dom pachnie choinką, kakao i hałasem 15 osób mówiących jednocześnie. Bo u mnie w domu święta są zawsze na pełnej. Wigilia w mniej niż 10 osób? To nie święta, to spotkanie organizacyjne.
Więc kiedy zbliżał się grudzień, pojawiła się we mnie ekscytacja zmieszana z nutką stresu. Jak wyglądają święta po drugiej stronie oceanu? No i… wyglądały zupełnie inaczej, niż myślałam.

Pierwsze amerykańskie zaskoczenie: Jeden dzień? Serio?!
Kilka tygodni przed świętami host tata rzucił mimochodem “Oh yeah, we celebrate on the 25th.”
Ja: “Only??”
Tak, naprawdę. Zero wigilii z opłatkiem, zero “Przybierzeli do Betlejem” podniosłym głosem babci, zero trzaskania barszczem po kuchni. Po prostu Christmas Day. Jeden dzień. Koniec. Dziękuję, dobranoc.
Drugi szok: choinka.
Ja – team żywa, pachnąca, bajkowa.
Oni – plastic fantastic, wyciągana z kartonu jak dekoracje halloweenowe.
Ale szok numer trzy był… całkiem przyjemny.
Mama hostki – Brytyjka z historią jak z filmu
Na święta przyjechała mama mojej hostki – absolutna perełka. Urodzona w UK, w wieku 19 lat wyjechała do USA jako… au pair (czy to przeznaczenie?).
Została tam na stałe, a akcentu brytyjskiego już prawie nie ma. Za to miłość do królowej Elżbiety – owszem. W Halloween przebrała się za Queen Elizabeth i tylko ja odgadłam, kim była. To natychmiast nas połączyło. Była moim “oknem na Europę”. Wiedziała więcej o polskich zwyczajach niż moi hości. A ja w końcu mogłam pogadać z kimś o piernikach, karpiu i tym, jak w Europie święta naprawdę wyglądają.

Kolacja świąteczna – amerykański “mix & match”
Jedzenie w USA to temat rzeka. I w święta jest… równie nieprzewidywalne. To nie jest tak jak w Polsce, że każdy dom ma podobne potrawy. Tu każdy robi co chce. U nas było:
- stek (tak, stek na święta!),
- mashed potatoes (oczywiście),
- karmelizowane marchewki,
- brukselka
Ja na słowo brussels sprouts reaguję jak pies na odkurzacz – nieee! A jednak… to było boskie. Brukselka duszona z musztardą, szalotką i boczkiem to moje odkrycie życia. Robię ją w Polsce cały czas. Ze słodkości mój host – utalentowany domowy cukiernik – przygotował dwie tarty: gruszkową oraz jabłkowo-żurawinową. Ta druga była tak obłędna, że serio śni mi się po nocach. A żeby było trochę po mojemu – przygotowałam zupę grzybową i makowiec. I powiem wam… nic tak nie leczy homesicku jak zapach maku o 22:30 gdzieś w Colorado. No może jeszcze metoda dance it out (dzięki Grey’s Anatomy!).

Dress code… czyli jednak nie do końca “code”
Powiem wam tylko jedno: ja byłam odwalona jak szczur na otwarcie kanału. Czerwona sukienka, elegancka, taka “święta przyszły, proszę państwa”. Włosy – kokarda, wiadomo, vibe jak z filmu o idealnych świętach. Makijaż – nawet kreski zrobione! Generalnie: jakbyście mnie zobaczyli, to od razu wiadomo: It’s Christmas, baby. A oni? Piżamy.Dżinsy.Swetry “ugly Christmas sweater vibes”. Zero spiny, pełen luz, totalnie w trybie chill & relax. Wchodzę ja – Miss Wigilia 2024. A w salonie wyglądało to, jakby ktoś powiedział: “Dress however you want.” I oni to wzięli bardzo dosłownie. Najlepsze?
Moja host mama spojrzała na mnie i powiedziała: “Oh wow, you look so festive!”, a ja stałam tam jak jedyna reprezentacja Europy, która przychodzi na święta tak, jakby szła na rozdanie Oscarów. I wtedy zrozumiałam: w USA nie trzeba wyglądać odświętnie, żeby mieć święta.Możesz mieć chociażby piżamę z Reniferem Rudolfem – i jest okej.

Christmas morning, czyli tupot małych stópek o 5:00
Największe otwarcie oczu miałam rankiem 25 grudnia. W Polsce prezenty po kolacji – elegancko, spokojnie. W USA? BOOM! 5 rano i słyszysz sprint na bosaka po korytarzu. Amerykanie kochają prezenty. A jak mówię “kochają”, mam na myśli K.O.C.H.A.J.Ą. Ilość paczek była absurdalna – jak scena z filmu, gdzie ktoś wygrywa na loterii. Ale najpiękniejsze było coś innego.

Rodzinna tradycja, która sprawiła, że poryczałam się jak bóbr.
W rodzinie mojego hosta od lat działa tradycja: każdy co roku dostaje świąteczną ozdobę z Hallmarku. Zapoczątkowała to jego babcia gdy urodziło się jej pierwsze dziecko. Dzieci miały Elmo, Zygzaka McQueena, Myszkę Minnie. W tym roku dostały bohaterów z The Nightmare Before Christmas. A ja? Dostałam swoją pierwszą amerykańską ozdobę: czekoladową żabę z Harry’ego Pottera. To był ten moment, w którym poczułam się częścią ich świata. Ktoś pomyślał o czymś, co naprawdę kocham. I wiem, że kiedy w tym roku powieszę tę ozdobę na swojej choince w Polsce… to będzie takie małe, ciepłe “wow, przeżyłam coś pięknego”.

Grudzień z dziećmi – najlepsza część całej magii!
Jako au pair doskonale wiesz, że grudzień to miesiąc, który aż się prosi o kreatywność. A ja uwielbiam takie rzeczy, więc przygotowałam dla moich host kids kalendarz adwentowy z zadaniami. Każdego dnia elf zostawiał kartkę z misją + kawałek puzzla. Nasze grudniowe aktywności:
- kakao z marshmallows (od tego zaczęliśmy – wiadomo, priorytety),
- robienie łańcucha na choinkę,
- ozdoby z masy solnej,
- lepienie bałwana,
- suszenie pomarańczy,
- robienie zimowej herbaty (młodsze dziecko wypiło pięć kubków!),
- czytanie ciekawostek o świętach w innych krajach (np. Japonia + KFC),
- wspólne ubieranie choinki.
To były takie małe rzeczy, ale właśnie te “małe rzeczy” zrobiły mi cały miesiąc. Dzięki nim czułam, że grudzień nie przelatuje mi przez palce.

Które święta wolę? Polska vs USA
Powiem tak: każde mają swój klimat. Polskie – bardziej rodzinne, huczne, pyszne, pełne tradycji. Amerykańskie – luz, radość, brak presji, ogrom prezentów, bardziej filmowo niż odświętnie. Nie powiem, że jedne są lepsze. Powiem, że to podróż, która zmienia perspektywę. Nauczyłam się, że święta to nie tylko potrawy i kolędy. To ludzie, z którymi spędzasz ten dzień. To wspomnienia, które tworzysz. To wzruszenia, które zostają.

A jak będą wyglądać Twoje święta jako Au Pair?
Nie wiem. Bo każde święta są inne. Każda rodzina jest inna. Każda historia jest inna. Ale jednego jestem pewna: to będą jedne z najbardziej wyjątkowych świąt w Twoim życiu. A żeby się o tym przekonać… wystarczy po prostu zaaplikować. I dać się porwać tej przygodzie.
Zamów broszurę
Zamów bezpłatną broszurę i zapoznaj się z ideą bycia Au Pair.
Przedstaw nas swoim bliskim!

Odkryj plusy
naszego programu
Au Pair



